Aj spik inglisz...

Ah ta Turcja! Ah ten turecki i ah ten angielski!

***

Wyobraź sobie, że jedziesz do Turcji na wymarzone wakacje: słońce, plaża i palemki, zarówno te w drinkach jak i rosnące naokoło. Cieszysz się, bo pogoda dopisuje, nie możesz się nadziwić, że tubylcy są tacy mili i obniżają ci ceny na bazarze z cudownym uśmiechem na twarzy i słowem just for you my friend, (nie wiesz tylko że za ten towar przepłacasz dwa razy). Słowem JEST CUDOWNIE. Do czasu.

***


Przychodzi taki moment, kiedy turysta, świetnie posługujący się angielskim, nagle musi porozumieć się z owym tubylcem, który w rzeczywistości zna jedynie bazarowe zwroty, za to w imponującej różnorodności językowej! Okazuje się, że druga strona równie biegle władająca językiem obcym co pierwsza, czyli dogadywanie się na migi. O dziwo, działa świetnie.

Lecz co się dzieje, gdy taki gorącokrwisty, śniady i brodaty przystojniak chce poderwać blondwłosną, jasnoskórą słowiańską piękność (czy jakąkolwiek inną piękność)? Wygląda to mniej więcej tak, jak przedstawia to znany turecki komik, Cem Yilmaz:


***

Śmieszy, prawda? I tak mniej więcej wygląda powszechny turecki angielski. Umieją mniej lub więcej, ale bez oporów będą go używać! Turek się nie speszy, Turczynka nie odezwie.


Odwróćmy sytuację. Jesteśmy w towarzystwie tureckim, dobrze i świetnie władającym językiem angielskim. Ty jedna/jeden jesteś yabanci (obcokrajowiec), nie znasz tureckiego i tylko ten angielski. Towarszystwo początkowo o tobie pamięta, wszyscy rozmawiają w języku międzynarodowym (czyt. angielskim), wszystko świetnie, fajnie. Czujesz, że towarzystwo stara się specjalnie dla ciebie, wkońcu nie znasz tureckiego. Gdy już wiedzą ile masz lat, skąd jesteś, czy masz rodzeństwo, pracę, szkołę i ile zarabiasz, albo ile ważysz (oj tak, zdarzają się takie pytania w gronie żeńskim), to wtedy angielski się kończy. Rozmowa schodzi na turecki, początkowo tylko kilka zdań, żeby cię nie urazić (hmm, jakby się tym przejmowali), później nie wiesz nawet kiedy, te kilka zdań przeciąga się w kilkanaście, wkońcu - zderzenie z rzeczywistością - zapominają o twojej obecności. Trwa to mniej więcej 30 minut, może godzinę. Siedzisz tam sama/sam, w tureckim towarzystwie, wokół wszechobecny język turecki (przy twoim stoliku też). Jedyne co ci pozostaje to optymistyczne "nie przeszkadzajcie sobie, ja się osłuchuję z językiem", a tak naprawdę po 10 minutach już się wyłączasz. Wkońcu i tak o tobie zapomnieli.

***

Turcy bardzo chcą uchodzić za światowy naród, przynajmniej ci w Stambule i kurortach namorskich. Starają się, używają ten nieszczęsny angielski jak potrafią najlepiej, ale i tak koniec końców, turecki jest najważniejszy. To ty powinnaś/powinieneś mówić po turecku, jesteś w Turcji jakby nie patrzeć. To usłyszysz od każdego. A jeśli w trakcie rozmowy o tobie zapomną, nie oczekuj przeprosin ani refleksji, po prostu przyzwyczaj się. Turek i tak nie widzi w tym żadnego problemu.

***

A tu coś na podsumowanie i poprawę humoru. Kwintesencja! Panny (i nie tylko) w kurortach, strzeżcie się tureckich amantów...








Komentarze

Popularne posty